Dzieci w kościele domowym

Autor: Dan Walker
Temat: Spotkania Kościoła

Jak wczesny kościół uczył swoje dzieci? Czy praktykowali szkółki niedzielne, kościoły dla dzieci, czy przedszkola?

W czasie konferencji kościoła domowego, zanim zaczęła się dyskusja panelowa, wyszeptałem do przyjaciela, że zakładam się, iż pierwszym pytaniem jakie padnie będzie: “Jak radzimy sobie z dziećmi?”. No i oczywiście, tak było. Moim zdaniem, jest to główne pytanie, zadawane przez tych, którzy zastanawiają się nad kościołem domowym. Jest to potężny kamień potknięcia, choć nie powinien. W tym rozdziale rozważymy trzy elementy. Po pierwsze różne filozofie czy nastawienia umysłu, jakie mają kościół instytucjonalny i domowy w stosunku do dzieci i kościoła; po drugie pojawiające się problemy praktyczne ; po trzecie zalety jakie dla dzieci ma funkcjonowanie kościoła w domu.

W pewnym artykule, który kiedyś napisałem, zadałem pytanie: “Co robicie dla dzieci?” Ze wstydem muszę przyznać, że w pierwszych notatkach tego artykuły było napisane: “Co robicie z dziećmi?”. W podświadomy sposób poddałem się filozofii czy nastawieniu kościoła instytucjonalnego- dzieci są problemem, przeszkadzają w napuszonym “nabożeństwie”, gdzie ważni, opłacani profesjonaliści w szatach czy płaszczach i krawatach przekazują ważne treści i gdzie poważni, cicho siedzący i święci słuchacze siedzą śmiertelnie spokojnie w ławkach. Zatem, pojawia się pytanie, co robić z dziećmi, w czasie gdy robimy te ważne rzeczy na “nabożeństwie”?

Ani Jezus, ani apostołowie nigdy nie martwili się o to, co robić z dziećmi. Jezus nigdy nie powiedział: “sprowadzajcie małe dzieci do szkółki”. Czy możecie sobie wyobrazić taką sytuację, że dzieci są odprowadzane do “dziecięcego kościoła” w czasie Kazania na Górze?

Pismo nie mówi wiele na temat zajmowania się dziećmi, gdy gromadzą się wierzący, lecz nie mogę sobie tego wyobrazić, żeby w tamtych czasach wierzący nie mieli dzieci. Wyobrażam sobie, że nie mówiło się na ten temat tak wiele wówczas, ponieważ pierwsi chrześcijanie nie robili z tego wielkiej sprawy. Kościoły były w domach, rodziny żyły w domach, dzieci spotykały się z kościołem w domach.

Pomimo, że Pismo nie mówi bezpośrednio niczego, co dotyczyło by dzieci i zgromadzeń wierzących, są pewne wskazówki. Jest, na przykład, wyraźne stwierdzenie, że były one obecne w czasie, gdy zostało nakarmionych pięć tysięcy ludzi jak i wtedy, gdy nakarmiono cztery tysiące (Mat. 14:21, 14:38). W czasie podróży misyjnej: “wszyscy wraz z żonami i dziećmi towarzyszyli” wyjeżdżającym apostołom, aby modlić się na wybrzeżu (Dz. 21:5b). W końcu, gdy list Pawła był czytany Efezjanom, zwracał się on bezpośrednio do dzieci (Ef. 6:1-2): “Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom swoim w Panu,…”. Jak dzieci mogły usłyszeć napomnienie czytane w kościele, gdyby nie brały udziału w spotkaniu kościoła?

Pomimo, relatywnego milczenia Pisma na temat dzieci w kościele, mogę wam zagwarantować jedno- nie było żadnych Szkółek Niedzielnych, ani Kościołów Dziecięcych. Jeśli szkółki niedzielne miały by być istotnie dopełnieniem życia kościoła, to dlaczego Biblia milczy na ten temat? Jego plan budowy, Biblia, jest zupełnie dokładny we wszystkich szczegółach. Gdzie jest taki chrześcijanin, który zaprzeczy, że Biblia jest doskonałym planem? Interesujące jest to, że nie ma nawet cienia szkółki niedzielnej w Bożym planie?

Szkółki Niedzielne nie zaczęły funkcjonowania po to, aby nauczać Biblijnych historii czy chrześcijańskiej moralności, lecz uruchomiono je w XIX w. w Anglii dla ubogich dzieci pracowników kopalni i fabryk, aby dać mi szanse nauczenia się pisać i czytać. Kto dzierżył pierwotnie obowiązek wychowywania dzieci przed pojawieniem się Szkółki Niedzielnej? Rodzina. Myślę, że jest to twierdzenie większości kościołów domowych, że w pierwszej kolejności rodzina jest odpowiedzialna za udzielanie wskazówek i troskę o dzieci chrześcijańskie. Być może jest to podstawowa przyczyna tego, że większość kościołów domowych(podobnie jak biblijny, nowotestamentowy kościół) nie ma Szkółki Niedzielnej i stanowi to przeszkodę dla tych chrześcijan, którzy zastanawiają się nad opuszczeniem instytucjonalnego kościoła i przejście do domowego. To zdumiewające jak wielu chrześcijan troszczy się o duchową walkę swoich dzieci do tego stopnia, że rodzice sami zatruwają się śmiertelnie skorumpowaną religijnością instytucjonalnych kościołów dopóki jest tam dobry program młodzieżowy. Jestem przekonany o tym, że wiele kościołów instytucjonalnych zdaje sobie z tego sprawę, zyskuje na tym, bajając “młodzieżowymi służbami” po to, aby wstrzymać swoje “dziesięcinowe jednostki” od opuszczenia kościoła(Oczywiście, zdaje sobie sprawę z tego, że są też inne, szczere motywacje).

Pomimo tego, że jest podstawowym obowiązkiem rodziny, aby wychować dzieci w Panu, nie oznacza to, że kościół domowy nie powinien być zainteresowany tym szczęściem. Wręcz przeciwnie. Jeśli dzieci postrzegają kościół swoich rodziców jako nudziarstwo, to będą miały tendencję do tego, aby myśleć, że również Jezus jest nudny. Musimy więc przedyskutować praktyczne sposoby uświadomienia dzieciom, że kościół domowy należy do nich tak samo, jak do ich rodziców.

Dyskutując praktyczne sposoby wdrażania dzieci w życie domowego kościoła, musimy zrozumieć, że w przypadku, gdy rodzice przyniosą do kościoła domowego nastawienie z kościoła instytucjonalnego, dla dzieci nie będzie z tego żadnego pożytku. Kościół instytucjonalny ma mentalność prowadzącą do segregacji małoletnich: wypchnijmy ich na zewnątrz na Szkółkę Niedzielną, żeby wszystko mogło być Święte i Ciche. Jest to oczywiście niebiblijne. Jak myślisz, jak cicho były dzieci w czasie kazania na górze? Instytucjonalny kościół jest rygorystyczny w swym “porządku nabożeństwa” i dzieci, będąc tak nieprogramowalne i nieprzewidywalne jakimi są, nigdy nie będą pasowały do tego rygoru. Zatem pierwszą rzeczą jaką można zrobić w kościele domowym, to zrelaksować się – będzie tutaj więcej hałasu, przeszkadzania. Ci, którzy przychodzą z dziećmi, muszą odrzucić poczucie winy, a ci bez dzieci muszą wykazać więcej tolerancji niż byłoby potrzebne w instytucjonalnym kościele.

Drugim praktycznym sposobem jest rozwinięcie głębokich więzi między wszystkimi dorosłymi i między wszystkimi dorosłymi i dziećmi. Taka ewolucja jest możliwa w kościele domowym, jak nigdzie indziej. Dzięki takim bliskim więziom, gdy mały Janek będzie miał spuścić czereśniową bombę (bardzo silna petarda – przyp.tłum.) w ustępie, dorosły, który nie jest rodzicem Janka, będzie mógł zdecydowanie domagać się od małego, aby zgasił knot, nie bojąc się utraty przyjaźni Janka czy jego mamy. Bliskie relacje są niezwykle ważne.

Trzeci element, który w praktyczny sposób rozwiązuje wiele problemów to twórcze i skuteczne sposoby zaangażowania dzieci w spotkanie z dorosłymi. Skąd wziął się pomysł, aby spotkanie (czy kościół) należało wyłącznie do dorosłych? Znam taki kościół domowy, w którym dzieci są muzycznie uzdolnione. Młodzież gra na gitarach, skrzypcach i fletach, i może swobodnie prowadzić pieśni czy muzykę. Inne kościoły domowe zachęcają dzieci do tego, aby dzieliły się świadectwami, recytowały zapamiętane wersety czy zbierały prośby o modlitwy. W czasie pewnego spotkania w moim kościele domowym, pozwolono nastolatkom prowadzić spotkanie Słowem i muzyką. Spotkanie było całkowicie odmienne, dało nam różnorodność i pomogło zaangażować się młodym ludziom. W czasie jeszcze innego spotkania w moim domu, jedna siostra poprowadziła “lekcję Szkółki Niedzielnej” dla młodszych dzieci przy obecności dorosłych. Dorośli zostali zmuszeni do przyjęcia punktu widzenia dzieci (coś, co dorośli powinni robić regularnie) i dzieci wraz z rodzicami w zabawny sposób mogli nauczyć się przekazywanej lekcji.

Następnym, czwartym, praktycznym sposobem, który bym sugerował, to nie dać się ograniczać “teologii kościoła domowego”. Oczywiście, nie wierzymy w Szkółki Niedzielne, lecz świat się nie skończy, jeśli ktoś ma coś specjalnego dla dzieciaków czy też jeśli weźmie je gdzieś na zewnątrz od czasu do czasu. Nie wierzymy też w pacyfikowanie dzieci zabawami, aby je utrzymywać z dala od nas, lecz nic się złego nie dzieje, jeśli pokażemy im czasami film wideo (nawet jeśli, niebiosa wybaczcie, ten film to Królik Bugs, a nie coś duchowego).

Piąta sprawa to sugestia, aby każdy dom, w którym spotyka się kościół, ogłosił pewne zasady domowe tak, aby dzieci i rodzicie mimowolnie nie zniszczyli niczego (na przykład: “nie jemy w pokoju gościnnym”).

Szósty sposób, to znoszenie dziecięcej wrzawy na tyle, na ile jest to możliwe, jednak jeśli stają się zbyt głośne, to należy zagwarantować to, że rodzice zrozumieją, że należy dziecko wyprowadzić ze spotkania, dopóki nie ochłonie. Jeśli rodzic tego nie zrobi to należy z nim porozmawiać. Pamiętaj o tym, że relacje są tutaj bardzo ważne. Stale powinniśmy się stawiać w sytuacji innych braci i sióstr – a nasze dzieci są, w ciele Chrystusa, naszymi braćmi i siostrami. Znośmy je w miłości.

Moja siódma i ostatnia sugestia dotyczy tego, aby nigdy nie dopuścić do sytuacji, gdy spotkania stają się nudne – czy to dla dzieci, czy dla dorosłych. Jeśli spotkanie jest drętwe i przydługie dla dorosłych, to wyobraź sobie jak się czują dzieci! Ich możliwość skupienia uwagi to około pół godziny. Stale powinniśmy się stawiać w sytuacji innych braci i sióstr – a nasze dzieci są, w ciele Chrystusa, naszymi braćmi i siostrami. Znośmy je w miłości.

Zakończymy te rozmyślania o dzieciach i kościele domowym przedstawieniem widocznych zalet jakie ma kościół domowy dla dzieci i młodzieży. Nie powinniśmy patrzeć na dzieci jako na przeszkodę w pozyskiwaniu ludzi. Powinniśmy patrzeć na korzyści jakie niesie taka forma dla dzieci i wskazać na nie jako na korzystne elementy w procesie nawracania się ludzi w domu.

Jedną z wielkich zalet kościoła domowego dla młodych ludzi jest to, że mogą obserwować swoich rodziców w pełnych miłości i wsparcia relacjach z innymi. Widzą, że ich rodzice otwierają swoje serca na Boga w rzeczywisty, osobisty, niereligijny, niesztuczny sposób.

Następną wspaniałą zaletą jest to, że dzieciaki nie otrzymują statusu drugiej (gorszej) klasy w kościele; nie są segregowane, odstawiane poza widok, gdzieś z boku w przedszkolu, Szkółce Niedzielnej, czy w służbie młodzieżowej.

Moim zdaniem bardzo ważna jest również bliska więź, która rozwija się między dorosłymi i między dziećmi i innymi dorosłymi. W moim kościele domowym, stale modlę się o te dzieci, które przychodzą. Jest tylko sześć par i tylko czternaścioro dzieci. Bardzo łatwo jest się zorientować co się dzieje w życiu dzieci i łatwo modlić się o nie codziennie, indywidualnie, w domach. Zwracam wam uwagę na to, że nie dzieje się to bardzo często w mega-kościołach.

Zakończę błyskotliwą parodią Doug Fhipipsa z Vision Forum na temat kościelnych “programów młodzieżowych”. Choć nie opisuje ona kościoła o wielkości pokoju gościnnego, wnioski są całkiem właściwe:

“Mam przywilej oddawania Bogu czci w małym, rodzinnym kościele. Gdy jestem pytany o nasze różnorodne programy, wyjaśniam, że jesteśmy ubłogosławieni jednym z ponad trzydziestu różnych organizacji, do których należą nasi członkowie, które nazywają się: rodziny. Dalej wyjaśniam, że mam ponad sześćdziesiąt kierunków działania młodzieży, a te z kolei nazywają się: rodzice. W rzeczywistości, mam tak przepełniony kalendarz wydarzeń, że obowiązkowe zajęcia każdego dnia, zwane: rodzinnym uwielbieniem…

Przy tak wielkiej odpowiedzialności, spoczywającej w ich rękach, nasi młodzi liderzy mają musza rzeczywiście doprowadzić do współpracy swoich kolektywów… Musza studiować Słowo Boże bardziej niż kiedykolwiek dotąd, aby mogli mądrze prowadzić swoje organizacje. Muszą być twórczy, aby mogli rozwiązywać różnorodne problemy tych grup, którymi się zajmują. Muszą uczyć się cierpliwości, muszą uczyć się kochać, a nawet zmienić priorytety w swoim życiu.

Ostatnia sprawa jest najbardziej niezbędna. Twoi młodzi dyrektorzy, będą odnosić sukcesy tylko dzięki zmianie życiowych priorytetów i właściwej strukturyzacji swoich organizacji. Oni o tym wiedzą. Wiedza również o tym, że jest do zapłacenia cena, gdyż zdecydowali, że najważniejsze co mogą w życiu osiągnąć to być młodymi pastorami i prowadzić grupy ich szczególnego zainteresowania, zwane chrześcijańskimi rodzinami.

A oto, co odkrywamy: im bardziej oddajemy się wiernemu pasterzowaniu naszych mini-kongregacji tym więcej błogosławieństwa doświadczamy. Co więcej, im usilniej badami Słowo Boże, które mówi o tym małych zborach, tym więcej widzimy cudowność i wspaniałość Bożego planu wyposażania kościoła i przemiany całej kultury poprzez te zapomniane, wykrzywione a nawet zniesławione organizacje zwane chrześcijańskimi domostwami”.